JAK JEDNODNIOWE MOTYLE
My przyjmujemy istnienie jako fakt dokonany, zostaliśmy uśpieni przez oczywistości. Kto z nas patrzy w gwiazdy, jeśli nasz klimat w ogóle daje nam taką możliwość? A jeśli patrzymy, to pobieżnie. To jest przecież absurdalne tak stać i spokojnie patrzeć w nieskończoną, niewyobrażalną głębię kosmosu. Leżymy w łóżku, mamy dach nad głową, a przecież w tym samym momencie znajdujemy się na małym skrawku materii, który jest częścią ogromnego fajerwerku tryskającego galaktykami. To za dużo na jednego człowieka, naciągamy więc kołdrę na głowę. Kto puścił w ruch ten zapierający dech fajerwerk i jaki jest niego pożytek? Po co ta niesłychana liczba ciał niebieskich rozsypana jako setki milionów galaktyk w nieskończonej ciemności? Jedna galaktyka — jak nasza droga mleczna’ — zawiera setki miliardów gwiazd. Jesteśmy jednodniowymi motylami; czyż miałyby nas interesować miliardy lat i niesłychane odległości lat świetlnych?